Oto płyta, która powstała po opisywanym już na MOTH, świetnym albumie "2112". "A Farewell To Kings" jest artystyczną konsekwencją obrania progresywnej drogi, która oznaczała długie, rozbudowane kompozycje z licznymi zmianami zarówno tempa, jak i samej melodyki utworu. Tutaj mamy dwie takie perełki: "Xanadu" oraz "Cygnus X-1". Obie opowiadają o zupełnie innych problemach i obie są raczej różne od siebie. Na pewno nie można o tej płycie napisać, że jest to koncepcyjny album. A takie najbardziej lubię. Ale nie ma co marudzić. Materiał, mimo, że powstał ponad trzydzieści lat temu, do dziś zachwyca.
Do dziś zastanawiam się, jakim cudem wcześniej nie zwróciłem baczniejszej uwagi na dokonania Rush. Dopiero ich najnowsza płyta "Clockwork Angels" zmusiła mnie niejako do baczniejszego przesłuchania ich wcześniejszych płyt. I o ile ich debiutancka płyta jest po prostu tragiczna, to każda następna jest tylko lepsza. Spodziewajcie się następnych postów o płytach tej zacnej grupy!
Dla mnie RUSH od zawsze był No.1
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
fozzie
No no no, trzymaj się tej ścieżki, nie zmieniaj kursu, nie teraz! - następny "port" HEMSPHERES...
OdpowiedzUsuńciekawy jestem co wtedy napiszesz :)
Iro pozdrawia.
Też jestem ciekaw ;) :)
Usuń