Debiut DCD. Mimo, że nie ma tu jeszcze wypracowanego stylu grupy i słychać liczne poszukiwania "swojego " dźwięku, to jednak lubię tą płytę. Jest pełna nowofalowego klimatu, a jednocześnie lekkiego punkowo-rockowego zgrzytu. Na przykład "Treshold" kojarzy mi się cały czas z Joy Division, a następne w kolejności "A Passage in Time", z pojawiającymi się w tle partiami gitar, przypomina mi wczesne U2.
Ale jednocześnie "Frontier" jest wspaniałą zapowiedzią niezwykłego, niepowtarzalnego i porywającego stylu grupy. W nim tkwi zalążek mocy, która miała dopiero eksplodować... Z kolei o "The Fatal Impact" moja żona ukochana mówi, że jest trochę straszny i boi się go słuchać w aucie. A płyta od tygodni leci w kółko w samochodowym odtwarzaczu. To znaczy jej kopia. Nie lubię oryginałów wkładać do tego playera, bo uważam, że takie szczelinowe cedeki potrafią porysować krążki. A szkoda by było. Tej płyty całkiem dobrze się słucha!
Moją ulubioną jest "Spleen and ideal" z 1985. Pozostałe są daleko, daleko... :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
fozzie