To króciutki album. Trwa niewiele ponad 20 minut, a piękna w nim tyle, że można by ze dziesięć innych płyt nim obdzielić i każda była by wspaniała. To malutkie arcydzieło powstało jako ścieżka dźwiękowa do baletu Merce'a Cunninghama, słynnego tancerza i choreografa, który był też partnerem życiowym Johna Cage'a (to ten od słynnego utworu 4:33), ale doskonale radzi sobie jako samodzielne, niezależne dzieło.
Całość jest oparta na melodyjnym brzmieniu pozytywki, które przewija się przez wszystkie utwory. Moc narasta z minuty na minutę, na początku tworząc przestrzenny, lekko medytacyjny elektroniczny świat, aby ostatecznie eksplodować niemalże industrialnym jazgotem w trzecim utworze. Cała moc tego albumu tkwi właśnie w tym łagodnym narastaniu, powolnym wciąganiu w muzyczne wymiary, które wciągają ukazując wciąż to nowe emocje.
Co ciekawe, na płycie poszczególne kompozycje nie mają tytułów, ale w sieci można znaleźć informacje, że sam tytuł płyty je skrzętnie skrywa.
Jeszcze nie próbowałem tej "miniaturki", ale kiedyś będzie trzeba :) Jeżeli szukasz więcej takiej "małej magii" to spróbuj od nich jeszcze epkę bez tytułu: http://plytomaniak.wordpress.com/category/s/sigur-ros/ Tu jest tylko 12 minut, ale za to jakich!
OdpowiedzUsuń