To pierwsza płyta Tides form Nebula jaką kupiłem. A wszystko przez moje sknerstwo wrodzone! Przechadzając się pomiędzy półkami w eM markecie znalazłem tą płytę w kuszącej cenie 14,99 i trzymając ją w rękach przypomniałem sobie, że Rolu na swoim blogu coś tam już pisał o tej grupie. Odłożyłem cedeka na półeczkę i wróciłem do domu, aby poczytać co tam szanowny kolega napisał o tym albumie, a poza tym chciałem też posłuchać TfN na Deezerze.
Gdy już zrobiłem jedno i drugie to nie mogłem się doczekać dnia, w którym kupię tą płytę! To przepiękna muzyka. Każdy utwór to osobna opowieść powalająca przestrzenią i rozmachem, która niespiesznie i delikatnie wprowadza słuchacza w specyficzny świat pełen wyciszenia i wewnętrznej harmonii. Rolowi ta muzyka przypomina jego górskie eskapady,a ja się unoszę w przestrzeni wędrując pomiędzy gwiazdami. Przebijam się przez nieskończony mrok międzygwiezdnej ciszy chłonąc całym sobą potężną energię świetlistych konstelacji. To długa i przepiękna podróż, która na szczęście kończy się i zaczyna w przestrzeni pomiędzy nausznikami moich słuchawek...
Cóż, jak to kiedyś śpiewał Moody Blues: "thinking is the best way to travel".
Nie mogę słuchać tego krążka bo z każdym kolejnym dźwiękiem w głowie kumuluje mi się coraz więcej wspomnień górskich i zbiera się żal, że jestem w Szczecinie a nie tam:)
OdpowiedzUsuń