Króciutka płyta, raptem 33 minuty. Bardzo spokojna, stonowana, a jednak z czuć w niej dyskretną siłę. Może to przez głos Veddera? Może...
Chciałem wskazać piosenkę, która najbardziej mi się podoba, ale trudno wybrać. Może nie dlatego, że są tam same rewelacyjne numery, ale dlatego, że żaden z utworów nie sili się na bycie takim. Ta muzyka po prostu sobie płynie kojąc duszę. Nie widziałem filmu do którego jest to soundtrack, ale to nieważne. Te skromne pół godziny muzyki w zupełności mi wystarcza.
A po pierwszym wysłuchaniu wydała mi się nudna. Ciekawe...
Genialny album, jeden z niewielu, które mogę słuchać godzinami na "repeat all". Jeszcze lepszy jest w połączeniu z filmem. Vedder wprowadził tutaj fajny klimat, słuchając tego soundtracka człowiek niesamowicie się relaksuje + dodatkowo można się rozmarzyć wspominając piękne krajobrazy z filmu i świetną przygodę jaką (do pewnego momentu) przeżywał główny bohater. Ogólnie recenzenci ostro pojechali po tym albumie ale jakoś wybitnie się tym nie przejmuje:)
OdpowiedzUsuńSłyszawszy, zachwyciwszy. :)
OdpowiedzUsuńP.S. Zachęcawszy do comebacka do Lashcore. :)
Zalecam obejrzenie filmu. Współgra cudnie z muzą Eda. Aż ciary chodzą po plecach ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.