Vangelis potrafi stworzyć bardzo obrazową muzykę. Sam chyba o tym wie, bo często tworzy ją do filmów. Jednym z albumów z filmowym soundtrackiem jest właśnie "Antarctica". Piękna, pobudzająca wyobraźnię, cudownie spokojna, a jednocześnie dostojna płyta. Filmu nie widziałem, ale ten album bardzo lubię. Pewnie dlatego w końcu zdecydowałem go sobie kupić na CD!
Ciekawostką jest fakt, że płyta bardzo długo była dostępna tylko w Japonii.Dopiero pięć lat po premierze, w 1988 roku Polygram zdecydował się na ogólnoświatową premierę. Oryginalne japońskie winyle z roku 1983 pewnie osiągają bajońskie ceny...
Między nami mówiąc, bardzo średni ten soundtrack, skomponował kilka, dużo lepszych, np poprzedni.
OdpowiedzUsuńNo, Rydwany ognia to klasa sama w sobie...
OdpowiedzUsuńMuzyka Vangelisa jest uniwersalna. Ma to swoje wady i zalety. Osobiście wolę jego starsze płyty z rockowym zacięciem, lub snuje typu Oceanic. No, ale to jest Vangelis, jeden z niewielu elektroników którzy zrobili prawdziwa karierę... Więc nie narzekajmy.
OdpowiedzUsuńAle i tak najczęściej wracam do "Przyjaciół pana Cairo"
OdpowiedzUsuńA ja do Blejda wiecznego Ranera ;)
UsuńA ja do Spiral, Albedo 0,39, Opera Souvage i paru innych jak Voices czy El Greco. Co do muzyki filmowej to bezdysksyjne Blejd wieczny Raner ... ;)
UsuńPozdrawiam