Potęga! Moc! Rewelacja!
I w sumie więcej nie ma co pisać. To jedna z płyt, której słuchanie można zacząć jakiegoś pięknego dnia, a skończyć tydzień później. Nie ma jak nasycić się tą muzyką, nie mówiąc już o przedawkowaniu. W pracy katujemy się tą płytą od tygodnia. Najpierw Trójka, a gdy zaczyna się pitolenie polityków, to przełączamy na "Sirius B". I można pracować! Do przodu!
Płyta zaczyna się świetnym, energetycznym "Blood of Kingu" i tak dodaje gazu, że w sumie nie odpuszcza do ostatniego kawałka "Voyage of Gurdjieff". Uff... Naprawdę ciężko pisać o poszczególnych utworach, bo muzyka zawarta na albumie stanowi jedną, zwartą całość. Chociaż moim ulubionym jest potężny, wręcz pompatyczny "Kali Yuga part 2". Siła bijąca z tych dźwięków na długo pozostanie w mym sercu.
Album został wydany w 2004 roku równocześnie z "Lemurią", ale jest zupełnie osobnym bytem. Na dodatek, podobnie do ostatnio opisywanej płyty Blind Guardian, ten krążek też jest przepięknie wydany. Okładka, grafiki wewnątrz porządnej książeczki z tekstami utworów przegląda się z prawdziwą przyjemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz