Queensryche znam od czasów studiów, więc będzie to już kilka ładnych lat. Ale o niczym to nie świadczy, bo raczej nie zwracałem szczególnej uwagi na dokonania grupy. Tak na prawdę, to zwróciłem na nią uwagę tylko ze względu na nazwę. Intrygowało mnie zawsze jej pochodzenie, a poprawnie jej odczytać pewnie nie umiem do dziś. A wszystko przez ten nieistniejący znaczek składający się z literki Y i niemieckiego "umlauta" na górze. Wiedzieli, cholera, jak przykuć uwagę...
Ale na krótko. Bo muzyka nie porywa mnie w zasadzie do dziś. "American Soldier" z 2009 roku na dodatek porusza problem armii amerykańskiej, która dziś nie ma dobrej sławy. Rozumiem podejście zespołu, aby spojrzeć na wojnę od strony relacji ludzi, którzy brali w niej udział. Jednak podkreślenie odwagi i waleczności żołnierzy kraju, który wykorzystuje ich przymioty w niezbyt czystych zamiarach nie jest dobrym posunięciem i wygląda na typową propagandę. Nie identyfikuję się z tym albumem, chociaż od strony muzycznej jest całkiem niezły. Naprawdę, słucham tego krążka z mieszanymi uczuciami...
Niestety po nagraniu takich klasyków jak Operation Mindcrame czy Empire, i odejściu De Garmo, jak dla mnie nic wartościowego nie powstało. A takie rzeczy ja Operation Mindcrime II, czy American Soldier to tylko odcinanie kuponów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam