- Wiesz, dziś w Trójce słyszałam Rush! -tak jakieś dwa tygodnie temu powitała mnie żona moja ukochana, gdy wróciłem po pracy do domciu. - Bardzo mi się podobało, jak grali.
-Tak, też ich słuchałem w robocie. Wydali nową płytę i pewnie ją promują -odparłem i zasiedliśmy razem do obiadu, rozmawiając już o codziennych sprawach. W sumie zapomniałem o tym zdarzeniu, jednak rzecz jednak miała swój epilog w Dzień Ojca, kiedy to otrzymałem powyższy album w prezencie. Niby od dzieci, ale jasne było, że to żona wybierała. Kupiła w prezencie dla MNIE płytę SOBIE, hehe :-) Pośmialiśmy się z tego oboje i włączyliśmy krążek.
Miałem duże obawy przed posłuchaniem "Clockwork Angels". Muzyka nagrywana przez rockowych "dinozaurów" przeważnie ma w sobie aurę odcinania kuponów ze swoich wcześniejszych sukcesów, są nudne, naciągane i pretensjonalnie nijakie. Tak, ciężko wymyślić coś nowego, gdy tłucze się to rockowe granie od trzydziestu lat... Oj, myliłem się bardzo, a nawet bardzo-bardzo!! Najnowsze dzieło Rush to koncepcyjny majstersztyk, w którym mieszają się progresywno-metalowe dźwięki dokraszone rewelacyjnym śpiewem Geddy'ago. Trudno tu pisać o lepszych, czy też gorszych utworach, bo płyty należy słuchać w całości -tylko tak można poczuć delikatny dotyk geniuszu muzyków, jaki jest zaklęty w tej muzyce.
A wszystko na dodatek pełne dźwiękowych smaczków, doskonale nagrane i świetnie wydane. Mimo, że jest to typowy digipack, to znalazło się miejsce na normalną książeczkę z tekstami i kapitalnymi, wręcz cyberpunkowymi grafikami.
A wszystko na dodatek pełne dźwiękowych smaczków, doskonale nagrane i świetnie wydane. Mimo, że jest to typowy digipack, to znalazło się miejsce na normalną książeczkę z tekstami i kapitalnymi, wręcz cyberpunkowymi grafikami.
Do Rush zbieram się już od dawna - koniecznie muszę przesłuchać:)
OdpowiedzUsuńhej,
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że to NAJLEPSZA ich płyta!!!
...od czasu "Counterparts", no niestety (jak dla mnie) samych siebie (czasy od "Farewell... do "Moving...") już
nie przeskoczą.
Niby fajnie się tego słucha, ale pojawia się (mój tradycyjny już) zarzut: świetne są początki wszystkich kawałków tak do 30sek~1 min. potem to samo, to samo, to samo, to samo........i za mało GITARRRRY jest!
Alex został stłamszony przez perkusję i Geddy'ego wokal.
PS. taka ciekawostka - w tej chwili właśnie słucham "hemispheres" -------> "LA VILLA STRANGIATO" - to jest to! ...i to se ne wrati.
pozdrawiam,
Iro.
O! jestem pod numerem 46000 - wygrałem coś?
OdpowiedzUsuń(jeszcze raz Iro :)))
Jak będziesz 100000 będzie nagroda ;-)
UsuńPS2 - a jeszcze lepiej "La villa.." w wersji live z "Exit...Stage Left" (własnie "poprawiłem" sobie po "hemisferach") - no! normalnie żyły się prostują!
OdpowiedzUsuń"Kwadrylion" razy już tego tego słuchałem, i nadal "mrówy po plecach" ... mam nadzieję Edgarze, że znasz te starocia?
Przy najlepszych chęciach, no nie można, no nie da się któregokolwiek z tych nowych nagrań postawić nawet na "sąsiedniej" półce.
PS3 - przy okazji Rush - polecam (chyba teraz trudno zdobywalna)"Feedback" - same covery z 60/70 - ich młodzieńcze fascynacje.
PS4 ... no dobrze, rozszerzam ekstremalnie "zaciśnięty" wcześniej zakres na: "2112 do "Signals" :)))
Dużo PS-ów! heh, zapewne znasz lepiej dyskografię Rush ode mnie, ale muszę przyznać, że ich ostania płyta mi się po prostu podoba i tyle :-)
UsuńLa Villa w wersji z Exit Stage ... brzmi zbyt pudełkowo i oczywiście gitara brzmieniowo nie ta sama, co na Hemispheres. Tylko druga strona Exit Stage ...(wersji analogowej LP) brzmieniowo się broni, wyborne wersje A Psassge to Bangkok czy Jacob`s Ladder.
UsuńPozdrawiam
Ja bym podzielił dorobek Rush na dwa okresy:
OdpowiedzUsuń1. Od początku do "Hold Your Fire" (1987) - to ten lepszy okres.
2. Od "Presto" (1989) do "Snakes and Arrows" (2007) - to ten gorszy okres.
Oczywiście, w obydwu okresach można znaleźć wyjątki od reguły ;) .
Pozdrawiam :)
fozzie
O! Fozzie! Super :-) Sama śmietanka forum do mnie zagląda!
OdpowiedzUsuńCześć.
OdpowiedzUsuńNowa płyta Rush jest dziełem doskonałym...w każdym tego słowa znaczeniu.Brzmienie płyty mimo,iż jest bardziej metalowe (co dodaje jej uro(c)ku) jest na bardzo wysokim poziomie zarówno technicznym jak i artystycznym.Utwory tj.: The Garden , The wreckers...mówią same za siebie.Zresztą cała płyta jest bardzo równa.Za każdym przesłuchaniem jej odkrywam w muzyce "coś" nowego.Płyta nie pozwala się nudzić.Tak przynajmniej uważam.A okładka ...bajeczna,zresztą jak cała muzyka zawarta na tymże krążku.
Płyta kompozycyjnie lepsza od Snakes and Arrows. Niestety produkcja, trochę rozwaliła doznania słuchowe. Gitara Lifesona zbyt schowana za pozostałymi muzykami. Produkcja poddana jest zbyt dużej kompresji dzwięku tak jak na Vapor Trail i wszytko brzmi zyt dynamicznie. Osobiście uważam, że produkcje z Terrym Brownem byłu najlepsze(nie doścignione Moving Pictures) a następnym w kolejności był Peter Collins(Power Windows, Hold You Fire, Counterparts). Płytę oczywiście nabyłem i być może(a będzie to chyba jedyna już szanasa zobaczyć ich na żywo)wybiorę się na koncert do Berlina, w czerwcu przyszłego roku. Bilety już są w sprzedaży ca 40 EUR. Z Szczecina to przecież rzut beretem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam