Oto kolejny album udowadniający moją tezę, że wszystko co najpiękniejsze w muzyce elektronicznej powstało w latach siedemdziesiątych, przed nastaniem ery digitalnej muzyki syfrowej ;-) "Człowiek-Maszyna" to concept-album, który miał pokazać rolę maszyn, robotów we współczesnym świecie. Zautomatyzowanie produkcji, zautomatyzowanie życia. Czyż nie jest to prorocza wizja? Cóż dziś byśmy byli w stanie zrobić beż wszechobecnych automatów? Oczywiście, dziś większą rolę (nawet w prywatnym życiu) pełnią komputery, ale o tym miała dopiero traktować następna płyta zespołu.
Ten album za to jest źródłem największego przeboju grupy "The Model". Płytka, popowa piosnka, która pasuje do tego albumu jak pięść do nosa... Przecież każdy, zapewniam Was, KAŻDY numer na tej płycie jest od niej setki razy lepszy! Jedyny plus taki, że może dzięki niej więcej ludzi kupiło, posłuchało i polubiło całą płytę. A moim faworytem jest ostatni, tytułowy "The Man Machine".
Dodam jeszcze, że prezentowana tutaj jest wersja angielska, która jest według mnie gorsza od niemieckiej "Die Mensch-Maschine". Po prostu język niemiecki bardziej pasuje do tych elektronicznych zdehumanizowanych dźwięków. Angielski jest zbyt delikatny, płynny. Za to wersję germańską gdzieś mam na kasecie!
Dodam jeszcze, że prezentowana tutaj jest wersja angielska, która jest według mnie gorsza od niemieckiej "Die Mensch-Maschine". Po prostu język niemiecki bardziej pasuje do tych elektronicznych zdehumanizowanych dźwięków. Angielski jest zbyt delikatny, płynny. Za to wersję germańską gdzieś mam na kasecie!
Jeśli chodzi o język niemiecki w tym przypadku - pełna zgoda! (nawet "modelka" po niemiecku śpiewana już tak nie razi "przebojowością")
OdpowiedzUsuńOd siebie dodam, że również bezapelacyjnie lepsze są wersje niemieckie całej reszty ich płyt, tam gdzie tylko występuje wokal.
Jakiś czas temu ukazały się wznowienia całej dyskografii na CD i na winylu.
Niestety nie natrafiłem na niemieckie wyd. winylowe(podobno takie są, wydaje mi się, że kiedyś o tym wspominał majo vel srebrny dzwon).
Eeeeh marzy mi się taki box winylowy całości w oryginalnym języku i jeszcze nacinany "half speed" z oryg. analogowych taśm matek (bez żadnych re-majsterów), jak w np. przypadku boxu wczesnego Genesis - cud mniód marzenie!
Aha, zapomniałem się podpisać;
OdpowiedzUsuńIro z pozdrowieniami :)
Ho, ho, Iro, ale żeś się rozmarzył! Ale racja, też chciałbym mieć takiego boxa...
OdpowiedzUsuńKiedyś, około roku 1978, może roku 1977, płyta była dla mnie objawieniem, dziś nie da się tego słuchać.
OdpowiedzUsuńWieje nudą, prostactwem, poza nagraniem The Model, które broni się, melodią.
Cały Nikt: zawsze kontra, zawsze anty ;-)
UsuńAle i tak Cię lubię, chłopie!
Oj da się słchać, da jak najbardziej. Tamten Kraftwerk to dla mnie kanon, tego kierunku, który wypracowali porzednimi płytami. A charakter tej muzyki jak najbardzie odpowiada programowi, który wyznaczył tytuł płyty. Jeszcze tylko Compter World, trzymał poziom. Reszta to tylko mixy w przenośni i dosłownie tego co było wcześniej.
UsuńPozdrawiam
No chłopie brawo, rozszyfrowałeś mnie ;-)
OdpowiedzUsuńKupiłem tę płytę w zeszłym tygodniu w mm za tanie pieniądze. Jej zawartość jest mi znana od dawna i faktycznie w wersji niemieckiej brzmi ciekawiej ale również ta angielska podoba mi się i to w całości nic mi nie zgrzyta w słuchaniu od początku do końca. Nie wiem dlaczego dla mnie osobistym przebojem Kraftwerk jest utwór "Tour de France" oczywiście nie ztej płyty (może dlatego, że nie posiadam płyty z nim i od wieków go nie słyszałem - tak sobie go tylko wyidealizowałem).
OdpowiedzUsuń