Ale okładka, co? "Co ty, Edgar, w hipsterkę teraz się bawisz?" -pomyślicie. Boże broń! Powody, dla których kupiłem ten album są dwa: "Time To Pretend" i "Kids". Słyszałem je wcześniej w radio i gdy pewnego dnia grzebiąc sobie wesoło po półkach w eM Markiecie usłyszałem pierwszy z nich lecący z głośników, pobiegłem szybko do obsługi dowiedzieć się, kto to tak właściwie gra. A że nazwa MGMT kompletnie nic mi nie mówiła, to "na spróbowanie" chciałem nabyć płytę zawierającą właśnie "Time To Pretend". Kupiłem i słucham jej sobie od czasu do czasu.
W sumie to częściej w pracy, ponieważ... No właśnie: tu dochodzimy do sedna sprawy. Poza dwoma kawałkami, o których wspomniałem na początku, reszta płyty po prostu jakby przepływała obok mnie. Nie drażni, nie wciąga, ot tak sobie leci miło zagłuszając ciszę. Nie wywołuje żadnych emocji, jest tylko doskonałym tłem do innych zajęć.
W sumie to częściej w pracy, ponieważ... No właśnie: tu dochodzimy do sedna sprawy. Poza dwoma kawałkami, o których wspomniałem na początku, reszta płyty po prostu jakby przepływała obok mnie. Nie drażni, nie wciąga, ot tak sobie leci miło zagłuszając ciszę. Nie wywołuje żadnych emocji, jest tylko doskonałym tłem do innych zajęć.
Nie potrafię jednoznacznie napisać, że to album zły, czy też dobry, ponieważ wydaje się on być zupełnie obojętny dla mojego mózgu. Bardzo lubię go włączyć, gdy pracuję -mam pewność, że nie będzie mnie rozpraszał. MGMT sobie gra, ja sobie coś tam rzeźbię, wszyscy są zadowoleni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz