To chyba najwspanialsza płyta U2 jaką słyszałem. To od niej rozpoczęła się moja znajomość z tym zespołem, a dokładniej od obejrzanego w telewizji teledysku do "I Still Haven't Found What I'm Looking For". Do dziś pamiętam jakie wrażenie jakie wywarł na mnie długowłosy The Edge wędrujący z gitarą po amerykańskiej ulicy. Boszszsz, jak ja chciałem mieć długie włosy! Niestety, pod kuratelą rodziców wtedy jeszcze będąc, moje pragnienie spotkało się z zupełnym brakiem zrozumienia. Pierwsze pióra zapuściłem dopiero pod koniec technikum...
Trudno tu wybrać rzeczy lepsze, lub gorsze. Cała pierwsza strona wchodzi w zasadzie bez zgrzytu w środek głowy i pozostaje na długo, zwłaszcza "Bullet The Blue Sky". Z drugą jest podobnie. Jedynym zastrzeżeniem jakie mam to poziom nagranego materiału. Lecz jednocześnie nie wiem, czy to wina mojego egzemplarza (jest po prostu zjechany), czy też wszystkich. W nagraniu i produkcji brały udział takie sławy jak Daniel Lanois, Brian Eno i Flood, ale z kilku źródeł słyszałem już, że ta płyta została po prostu dźwiękowo zmasakrowana.
Ale sama muzyka, jej treść i emocjonalny ładunek skutecznie niwelują niedostatki techniczne albumu. I tą konkluzją zakończę dzisiejsze wywody, bo muszę przełożyć płytę na drugą stronę :-)
Trudno tu wybrać rzeczy lepsze, lub gorsze. Cała pierwsza strona wchodzi w zasadzie bez zgrzytu w środek głowy i pozostaje na długo, zwłaszcza "Bullet The Blue Sky". Z drugą jest podobnie. Jedynym zastrzeżeniem jakie mam to poziom nagranego materiału. Lecz jednocześnie nie wiem, czy to wina mojego egzemplarza (jest po prostu zjechany), czy też wszystkich. W nagraniu i produkcji brały udział takie sławy jak Daniel Lanois, Brian Eno i Flood, ale z kilku źródeł słyszałem już, że ta płyta została po prostu dźwiękowo zmasakrowana.
Ale sama muzyka, jej treść i emocjonalny ładunek skutecznie niwelują niedostatki techniczne albumu. I tą konkluzją zakończę dzisiejsze wywody, bo muszę przełożyć płytę na drugą stronę :-)
Miałem to szczęście, że córa wychowawcy w podstawówce była zagorzałą fanką U2 (wtedy mało ludzi w Polsce wiedziało o istnieniu takiego zespołu) więc moja znajomość z Bono zaczęła się od WAR i na bieżąco byliśmy informowani o nowościach :). Tak jak Ty, uważam, że The Joshua Tree jest najlepszą płytą (mój winyl jest tłoczony w Niemczech więc w razie czego można porównać)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten album chociaż w moim rankingu War i Unforgettable Fire stoją jeszcze wyżej:)
OdpowiedzUsuńCięzki temat takie dobre płyty. Albo sie je kocha albo się z nimi polemizuje. U mnie jest tak. Na początku z racji tego że same przeboje na Joshua to kochałem ją najbardziej. Z wiekiem i osłuchaniem mym nadal ją kocham, ale chyba jeszcze bardziej skóra mi staje w podnieceniu gdy słucham, WAR, Unforgetable, czy Rattle& Ham. Potem Joshua, Achtug, October POP i chyba dalej juz przestali dla mnie istnieć
OdpowiedzUsuńYerzu, mój egzemplarz też jest tłoczony w Niemczech.
OdpowiedzUsuńA co do U2 -teraz to zupełnie inny zespół. To już bardziej instytucja, niż kapela, hehe...
Chociaż trzeba im pozazdrościć, że tyle lat grają w tym samym składzie. To rzadki przypadek w rocku.
Ja lubię najbardziej The unforgettable fire, chociaż the Joshua tree też spoko, ale płyta POP to niestety był dla U2 wypadek przy pracy, poza tym cały czas słucham Iron Maiden, razem z córką, przerzuciliśmy się na cięższą muzę :-)
UsuńTa płyta jest specyficznie nagrana. Ja takiego brzmienia nie lubię, ale czapkę z głowy chylę, po pas, za pomysł. Który jest bardzo ciekawy. Kapitalnie to wyprodukował Brian Eno!!!
OdpowiedzUsuń