Po przesłuchaniu najnowszego albumu Bionulora "Erik" okazało się, że w głowie mojej zalęgły się pewne pytania, które na tyle nie dawały mi spokoju, że postanowiłem zadać je samemu Twórcy. W ten sposób powstał Pierwszy Wywiad Przeprowadzony Przez Edgara, który zamieszczam poniżej. Cudów się nie spodziewajcie, nie jestem dziennikarzem, ani krytykiem muzycznym, tylko zwykłym słuchaczem, więc pytania mogą się okazać po prostu zdeka infantylne. Przyznać muszę, że Bionulor podszedł do nich jednak całkiem poważnie i udzielił wyczerpujących odpowiedzi.
Dodam jeszcze, że jeżeli jesteście chętni zakupić płyty Artysty, to zapraszam na Allegro, a jeśli chcecie posłuchać fragmentów nowego albumu, to zapraszam tutaj.
A teraz wywiad:
Dlaczego wybrałeś
muzykę Erika Satie?
Z twórczością Erika
Satie zetknąłem się po raz pierwszy w połowie lat
dziewięćdziesiątych, w okresie kiedy nie słuchałem wiele muzyki
klasycznej, i to w dodatku dość przypadkowo... Usłyszałem ją w
jakimś puszczonym w środku tygodnia późno w nocy filmie...
Oczarowała mnie. Doczekałem do napisów końcowych, aby poznać
nazwisko kompozytora. Wkrótce potem byłem już posiadaczem jego
dzieł zebranych na fortepian. W utworach Satiego jest melancholia,
tajemnica, poczucie humoru, nieskrępowana wyobraźnia – to
wszystko, co interesuje mnie w muzyce. Dlaczego zaś Erik Satie stał
się tematem mojej płyty? Po prostu zainspirował mnie do jej
stworzenia – jako kompozytor i, co istotne, jako osoba. Zawsze
staram się budować moje płyty wokół jakiegoś określonego
tematu. W przypadku tego albumu los wybrał Erika Satie.
Jak w ogóle wygląda Twoja droga słuchania muzyki, od czego zacząłeś, kto Ci polecił muzykę, która Cię porwała?
Słuchać świadomie
zaczynałem pod koniec lat osiemdziesiątych. To były czasy
„Magazynu Muzycznego”, audycji w Programie 2 Polskiego Radia, w
których prezentowano całe płyty... Wtedy muzyka znaczyła wiele, o
albumach puszczonych w radio rozmawiało się nazajutrz w szkole... O
muzyce pisali rewelacyjni dziennikarze, choć czasy były takie
sobie, a dostęp do płyt dość utrudniony... Zaczynałem od
niezależnego rocka w stylu Bauhaus, potem było Swans, a stąd już
blisko ku prawdziwym alchemikom dźwięku w stylu Coil, Nurse With
Wound czy Nocturnal Emissions... To moje prawdziwe korzenie. Od kilku
ostatnich lat zaś słucham głównie muzyki klasycznej, szczególnie
dawnej, i znowu towarzyszy mi radiowa „Dwójka”...
Masz swoją absolutnie ulubioną płytę, która jest niezmienna od lat?
Mam kilka ulubionych płyt
- takich, które były przełomowe w moim poznawaniu muzyki, które
odcisnęły piętno na przyszłości mojego słuchania i tworzenia,
które odtwarzałem nieprzerwanie tygodniami... Jeśli miałbym
wybrać jedną, niech będzie to „Secrets of the Beehive”,
arcydzieło Davida Sylviana.
Czy "Erika" (czyli Twoją najnowszą płytę) można traktować jak eksperymentalny album koncepcyjny?
Na pewno jest to album
koncepcyjny. Całość została zbudowana wokół jednego tematu. Ale
czy eksperymentalny? Stworzenie płyty na podstawie tylko kilku nut,
paru dźwięków, wywiedzionych z przeszłości, jest swego rodzaju
eksperymentem... Ale słowo „eksperymentalny” jest ostatnio w
muzyce, nie tylko elektronicznej, zdecydowanie nadużywane –
straciło pierwotne znaczenie : „innowacyjny”, „dokonywany po
raz pierwszy”... Oczywiście, chcę tworzyć rzeczy oryginalne i
wartościowe, ale wiele już się wydarzyło na świecie i nie co
dzień bywamy odkrywcami - wyrastamy w pewnej kulturowej doniczce...
Natomiast bez wątpienia lubuję się w „koncepcyjności”.
Wszystkim moim płytom przyświecały jakieś nadrzędne założenia.
Nie interesuje mnie kompilowanie zbiorów przypadkowych utworów –
chcę by były nawleczone na ustaloną koncepcyjnie nitkę, myślową
bazę. To czyni tworzenie ciekawszym.
Myślę, że utwory „ST. 005” i „ST. 006” mogłyby być połączone w jedno, co o tym sądzisz?
Masz rację. Tak naprawdę
połączone w całość są utwory od „ST. 001” do „ST. 007”
- choć mają osobne indeksy, to traktuję je jako cykl. Ma to
związek z tym, jak były tworzone. Każdy następny wynikał z
poprzedniego. Sample ewoluowały, przechodziły mutacje i jakiś
fragment, materiał z tworzenia jednego utworu, dawał początek,
ziarno następnemu... Zresztą, każdą z moich dotychczasowych płyt
traktuję jako cykl. Kolejność utworów jest nieprzypadkowa,
przemyślana jest także długość pauz między nimi... Najlepiej
słuchać ich w całości. Indeksy na CD mają jedynie funkcje
praktyczne.
W „ST. 002” wyraźnie słychać zapożyczenia z „SCRD. MSHRM. CHNT.”, czy jest to celowe?
Z tym akurat się nie
zgodzę. „ST. 002” miało być taką mechaniczną pozytywką,
muzycznym mechanizmem, chropawym, ale jednak podążającym ku
muzykalności i zabawie. Tworząc ten utwór raczej nie myślałem o
„SCRD. MSHRM. CHNT.”. Moja druga płyta była mniej muzyczna,
wywiedziona głównie ze słowa mówionego, a tematem „SCRD.”
była szamańska podróż... Na „Eriku” jest zaś więcej muzyki
i zabawy.
Z jakich źródeł korzystałeś nagrywając ten album? Czy to były płyty CD, czy też płyty winylowe? (według mnie to winyl, ale nie jestem pewien ;-) )
Korzystałem w większości
ze starych nagrań, które zgrywałem z winyli. Ale nie były to
szelakowe płyty na 78 obrotów, na które jest obecnie w muzyce
„eksperymentalnej” moda. [śmiech] Na „Eriku” słychać
bardzo dużo brudów, aczkolwiek spora część tych szumów i
trzasków paradoksalnie nie pochodzi z winylowego źródła, lecz
powstała za sprawą mojej ingerencji, co może być niekiedy
mylące...
Zaciekawiło mnie to, że napisałeś, że w porównaniu do poprzedniej płyty kierowały Tobą zupełnie inne priorytety, mógłbyś to rozwinąć?
„Sacred Mushroom Chant”
powstał w oparciu o obróbkę ludzkiego głosu, głównie mówionego,
został więc w punkcie wyjścia w dużym stopniu pozbawiony
muzyczności, harmonii zaklętej w materiale wyjściowym. Ponadto
sample oparte na słowie miały w sobie również pewne znaczenia,
które nadawały utworom sensy, treściowe kierunki... Jest to też
dość introwertyczna płyta. „Erik” to bardziej krotochwilna i
zdecydowanie „muzyczniejsza” podróż, do której jako wehikułu
użyłem inspiracji twórczością i postacią Satiego z całym jego
artystycznym posagiem, ale bez żadnych ograniczeń z mojej strony.
To nie jest reinterpretacja utworów Francuza. To stworzenie
muzycznego świata jego imienia. [śmiech] Tematem tego albumu jest
chyba przede wszystkim kalejdoskopowa potęga wyobraźni.
Masz już pomysł na następną płytę?
Zawsze mam jakieś pomysły
w zanadrzu. Inna sprawa to znalezienie czasu i weny na ich
realizację. Chciałbym wydać obie ścieżki dźwiękowe, jakie
stworzyłem do spektakli teatralnych : „Koriolana” w Teatrze
Powszechnym w Warszawie oraz monodramu „SKAZAna”, którego
premiera miała miejsce w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie.
Byłyby to jednak wydawnictwa mające przede wszystkim charakter
dokumentalny - jeśli dojdzie do tych publikacji, nie chciałbym
traktować ich jako następców „Erika”. „Prawdziwy” czwarty
album Bionulora będzie być może powrotem do klasycznych źródeł
muzyki. Ale to kwestia przyszłości.
Całkiem porządny wywiad, gratuluję zacięcia dziennikarskiego. Wywiad natury telefonicznej?
OdpowiedzUsuńNie, wywiad natury mailowej. Wysłałem kilka pytań i dostałem na nie odpowiedzi :-)
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zmylił "[śmiech]" a już myślałem, że doczekamy się audycji na MOTH w której wywiad będzie przeplatał się z muzyką.
OdpowiedzUsuń