Album, który zapoczątkował tryumf i wielką karierę supergrupy. Bez tytułu, tylko z nazwą zespołu. To także płyta, od której rozpocząłem słuchanie ELP. A wszystko zaczęło się od usłyszanego w radio "Lucky Man"! Zapamiętałem go sobie i po jakimś czasie grzebiąc w sklepie z używanymi analogami wyłuskałem właśnie ten album. Kupiłem, posłuchałem i odleciałem... Okazało się że winyl jest pełen kapitalnych pozycji z których ciężko wybrać najlepsze. Z pierwszej strony najbardziej lubię "Knife -Edge", a drugą wciągam w całości i bez zająknięcia :-)
Mój winyl jest trochę zdarty i porysowany (takie niegroźne kopertówki), to stare holenderskie wydanie, ale i tak ma swój nieodparty urok. Może dlatego, że ma swoją historię? Do dziś pamiętam tą radość, gdy wyciągnąłem krążek z wielkiego pudła pełnego płyt. Od razu wiedziałem, że musi być mój!
Piękna płyta, piękna, wielka Muzyka!
OdpowiedzUsuńNawet patos, często nadużywany w prog-rocku - tutaj jak najbardziej na miejscu i w odpowiednich proporcjach.
A jest i czad przecież.
Pamiętam jak kiedyś kolega dorwał ten analog, byłem oczywiście "w te pędy" u niego z własnym magnetofonem szpulowym wtedy (trza było jak tylko się dało, nagrywać na swoim sprzęcie - inne ustawienia głowic itp.) M 2405S, nowa taśma, prędkość 19cm/s - nagrało się cudownie!
(Bernard z wkładką Shure)...pierwsze słuchanie w domu u siebie i ...TRAGEDIA!!! - jakiś defekt rolki dociskowej i taśma "sfilcowana" już na samym początku przez około minutę.
Dlatego pierwszy "The Barbarian" zawsze, nawet teraz, mimo że słucham akurat tej płyty z CD ma dodatkowo (oprócz naturalnych, prawdziwych "kotłowań" z rytmem - dlatego nie od razu kapnąłem, że to taśmę poskręcało) "odtwarzane z pamięci" sponiewieranie dźwięku z pogiętej taśmy ;)
Iro pozdrawia.
Wiem co czujesz...Ja poczułem to zupełnie przypadkowo, gdy w szmateksie nabyłem Wish you were here z Harvest 1975 - w zasadzie nową - za.....12zł :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń