Moja przygoda z Johnem Coltrane rozpoczęła się... sam nie wiem jak! Nie wiem gdzie wyczytałem, że warto jego posłuchać, a zwłaszcza "A Love Supreme". Posłuchałem. Ni cholery nic z niej nie zrozumiałem i nie spodobała mi się. Cóż, po prostu chyba jeszcze do niej nie dojrzałem. Ale mimo to chciałem ugryźć Coltrane'a od innej strony. I tak podczas błądzenia pomiędzy półkami w Saturnie wypatrzyłem taki oto trzy płytowy zestawik za niecałe 30 zeta. Wziąłem w ciemno.
Set składa się z trzech albumów Coltrane'a które zostały wydane przez wytwórnię Prestige Records już po odejściu artysty z tej firmy bez jego pozwolenia i zawierają materiał nagrany w latach 1957-1958. Po prostu jak nasz saksofonista zaczął odnosić sukcesy, to Prestige (dla której już nie nagrywał) postanowiło ugrać trochę dla siebie i wydało po prostu materiał, którym akurat dysponowało :-) Och, zapomnieli się go spytać o zgodę! A to łobuzy!!!
W ten sposób powstały "Settin' The Place", "Bahia" i "The Last Trane" które są właśnie tymi trzema kompaktami w zakupionym przeze mnie secie. I to jest muzyka, która do mnie przemawia! Super! Jets taki fajny, magiczny feeling w wolniejszych utworach i porywający swing w szybszych. A solówki perkusyjne w "Goldsboro Express"! Miodzio! Takiego poweru dawno nie słyszałem!
Może to głupie, ale od kilku tygodni "Bahię" słucham kąpiąc się pod prysznicem. Żona się dziwi: "Kiedyś mówiłeś, że nie lubisz jazzu." No, kiedyś nie lubiłem... A teraz... Moja jazzowa podróż trwa i z tego co widzę to wypływam na coraz to szersze wody. I cholernie mi się to podoba!
dla mnie numer jeden to od lat pozostanie "Blue train"..szkoda ze zabraklo tej plyty w tym zestawie...ale po krotkim zastanowieniu juz wiem...wszystkie 3 zostaly nagrane dla wytworni Prestige..."Blue Train" dla Blue Note, dlatego nie ma go tu ;)
OdpowiedzUsuń