Ucieszyłem się, gdy dowiedziałem się o nowej płycie Riverside! Najpierw poczytałem sobie o niej na Rolowym Blogu, kilka dni temu wreszcie ją sobie kupiłem w wersji 2 CD. Pięknie wydany album! W formie książki, z porządnymi, plastikowymi trayami na krążki i książeczką z tekstami i grafikami. Samo trzymanie w rękach tego wydawnictwa to czysta przyjemność!
Po zachwytach czysto wizualnych pora na włożenie płyty do odtwarzacza i wygodne usadowienie się w fotelu. Pierwsze dźwięki i... Hej, to rzeczywiście jakby Pink Floyd! Potem to odczucie powoli mija, ale pozostaje takie miłe pierwsze wrażenie. Zapożyczeń od Jarre'a (jak Rolu) nie znalazłem, aczkolwiek w "Deprived" jest łagodna elektroniczna wstawka, która wprowadza odrobinę elektroniczny klimat, ale jest to odczucie o wiele mniejsze od tego "Pink Floyd!" z początku. Doskonale wpasowuje się tutaj także lekko jazzujące saksofonowe solo wykonane przez Marcina Odyńca. Klimat jazzowy zresztą ciągnie się również w następnym utworze -"Escalator". Świetnie się tego słucha.
Przyznam się Wam, że po pierwszym odsłuchu SONGS byłem lekko rozczarowany, wydawało mi się, że zespół drepcze w miejscu i gra muzykę, którą tak naprawdę już słyszałem na wcześniejszych płytach. Lecz dokładniejsze wsłuchanie się w tą płytę pozwala na odkrycie czegoś nieuchwytnie nowego, co każe wsłuchać się w album po raz kolejny.
Pozostaje jeszcze kwestia bonusowej płyty z dwuczęściowym utworem "Night Session". To instrumentalny majstersztyk nad którym unosi się duch Tangerine Dream z ich najlepszych lat. Jeśli "główna" płyta jest świetna, to ta dodatkowa jest wprost genialna. Aż szkoda, że zespół nie poszedł bardziej w takie klimaty i nie stworzył więcej takiej muzyki. No cóż, może na następnej płycie...
Po zachwytach czysto wizualnych pora na włożenie płyty do odtwarzacza i wygodne usadowienie się w fotelu. Pierwsze dźwięki i... Hej, to rzeczywiście jakby Pink Floyd! Potem to odczucie powoli mija, ale pozostaje takie miłe pierwsze wrażenie. Zapożyczeń od Jarre'a (jak Rolu) nie znalazłem, aczkolwiek w "Deprived" jest łagodna elektroniczna wstawka, która wprowadza odrobinę elektroniczny klimat, ale jest to odczucie o wiele mniejsze od tego "Pink Floyd!" z początku. Doskonale wpasowuje się tutaj także lekko jazzujące saksofonowe solo wykonane przez Marcina Odyńca. Klimat jazzowy zresztą ciągnie się również w następnym utworze -"Escalator". Świetnie się tego słucha.
Przyznam się Wam, że po pierwszym odsłuchu SONGS byłem lekko rozczarowany, wydawało mi się, że zespół drepcze w miejscu i gra muzykę, którą tak naprawdę już słyszałem na wcześniejszych płytach. Lecz dokładniejsze wsłuchanie się w tą płytę pozwala na odkrycie czegoś nieuchwytnie nowego, co każe wsłuchać się w album po raz kolejny.
Pozostaje jeszcze kwestia bonusowej płyty z dwuczęściowym utworem "Night Session". To instrumentalny majstersztyk nad którym unosi się duch Tangerine Dream z ich najlepszych lat. Jeśli "główna" płyta jest świetna, to ta dodatkowa jest wprost genialna. Aż szkoda, że zespół nie poszedł bardziej w takie klimaty i nie stworzył więcej takiej muzyki. No cóż, może na następnej płycie...
I to jest właśnie fajne w tej płycie, że każdy słyszy jakiś inny "posmak", mi z każdym przesłuchaniem SONGS podoba się coraz bardziej - za niedługo zabraknie mi skali:)
OdpowiedzUsuńKupiłem tą płytę w sobotę :). Ta płyta podoba mi się z jakichś powodów bardziej niż "Rapid Eye Movement" (tak, słyszę echa Pink Floyd), a utwory na płycie dodatkowej skojarzyły mi się dokładnie tak samo... Tangerine Dream jak nic :)
OdpowiedzUsuńHeh, ja również pisałem o SONGS - Riverside ;-)
OdpowiedzUsuńMój wpis znajdziecie pod tym adresem: http://ihavenomemoryofthisplace.blogspot.com/2013/01/riverside-shrine-of-new-generation.html
PS. Sorki za spam ;-)