Są płyty, które urzekają swoim pięknem od pierwszego dźwięku. Ich przesłuchanie to niemalże celebracja jakiegoś nieznanego obrządku, którego głównymi kapłanami są artyści. Taka muzyka nie pozwala zapomnieć o sobie i nie dość, że każe do siebie wracać, ale na dodatek wymaga całkowitego poświęcenia się na czas oddania jej należnej czci. Nie mam żadnych wątpliwości, że "Immortal Memory" nagrana przez Lisę Gerrard wraz z irlandzkim kompozytorem muzyki klasycznej Patrickiem Cassidy, jest właśnie takim dziełem. To płyta niemalże doskonała. Zachwyca swoim tajemniczym nastrojem i uspokaja ciepłym śpiewem Pani Gerrard. Muzyka brzmi jak soudtrack z nieznanego filmu, słuchając jej niezmiennie wracam do ostatnich ekranizacji prozy Tolkiena w reżyserii Petera Jacksona. Jakże by tam pasowały te dźwięki!
Błądząc myślami poprzez bezkresy Śródziemia uniosłem się na skrzydłach śpiewu Lisy i pomyślałem o księdze opisującej Pierwszą Erę, o Sillmarillion. Przypomniawszy sobie historię powstania świata według Tolkiena zdałem sobie sprawę, że tak właśnie mogłaby brzmieć muzyka Ainurów. Tak, właśnie tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz