Jeśli chodzi o solowe popisy Pana Wilsona, to idę niejako wstecz. Najpierw zwaliło mnie z nóg jego najnowsze dzieło, "The Raven that Refused to Sing", a teraz sięgam po wcześniejszy "Grace for Drowning". Ten dwupłytowy album to praktycznie rzecz biorąc dwie rozbudowane suty, gdzie w pierwszej słychać więcej jazzowych wycieczek, a druga jest trochę bardziej rockowa. No, przynajmniej ja mam takie odczucie.
Wiecie, katuję tą płytę już chyba miesiąc i wciąż nie wiem za bardzo co o niej napisać! Po prostu świetnie mi się jej słucha i akurat dziś stanowi dla mnie swego rodzaju muzyczne pocieszenie, bo miałem właśnie rozpocząć urlop, a się rozchorowałem... Nigdzie nie jadę, siedzę w domciu i łykam pigułki. I jestem zły!
Wiecie, katuję tą płytę już chyba miesiąc i wciąż nie wiem za bardzo co o niej napisać! Po prostu świetnie mi się jej słucha i akurat dziś stanowi dla mnie swego rodzaju muzyczne pocieszenie, bo miałem właśnie rozpocząć urlop, a się rozchorowałem... Nigdzie nie jadę, siedzę w domciu i łykam pigułki. I jestem zły!
Edgarze, jak już wysłuchasz płyty na wszelkie sposoby, wróć do niej na jesień - dodatkowe wrażenia gwarantowane, bo to album typowo jesienny. Nawet kolory okładki się zgadzają, z tym co będzie za oknem ;)
OdpowiedzUsuń