To właśnie jest muzyka, przy której oddycham pełną piersią! Niby to tylko niecałe 35 minut, ale jaka radość dla uszu i duszy spragnionej sekwencyjnej podróży po medytacyjno-eksperymentalnych meandrach muzyki elektronicznej. Tangerine Dream w swoim najlepszym składzie, po rewelacyjnej "Phaedrze" wróciła z równie ciekawym materiałem. Oba utwory rozpoczynają się dosyć długim, rozbudowanym wstępem, ale zapewniam Was, warto się wsłuchać w te magiczne kompozycje. To muzyka z najwspanialszego okresu rozwoju el-muzyki. Analogowe brzmienia powoli wlewają się do wnętrza wypełniając moje marne jestestwo syntezatorowym spokojem. I nie potrzebuję już niczego więcej...
A do tego ten niezwykły mrok... Toż to jedna z najczarniejszych płyt Tangerine Dream, a Rubikon tu niczym Styks... lustro czarnej podziemnej wody..
OdpowiedzUsuńNo i cóż, kości zostały rzucone, a za "Rubyconem" była już wielka kariera...
Mimo tylu lat, które upłynęły od tego wydawnictwa, mimo łatwiejszego dostępu do platformy sprzętowej tej dźwiękowej, mimo tylu naśladowców a właściwie epigonów gatunku, który TD określiło tą płyta i poprzednią, wg mnie nikt nawet się nie zbliżył do tego co oni wypracowali jako kanon. Jedynie Redshift lub Arcane można by nazwać "klonami" TD ale i tak używając tego słowa w cudzysłowie. To jest ta niesłabnąca magia melotronów, sekwencerów, syntezatorów analogowych, tej niesamowitej atmosfery, którą tylko oni potrafili nadać realny wyraz, czego owocem jest min. ta płyta.
OdpowiedzUsuń