Czy macie w swojej płytotece albumy, które kojarzą Wam się z jakimiś konkretnymi momentami w życiu? Coś w stylu "przy tej piosence zarzygałem cały pokój po wypiciu trzech jaboli", albo "to był mój prawie pierwszy raz, ale stchórzyłem" :-) Już wiecie o co mi chodzi, prawda? "Life of Destructor" jest płyta, która zawsze będzie mi się kojarzyła z graniem w Dooma. Puszczaliśmy ją sobie, gdy kumpel przynosił swojego kompa do mnie, albo odwrotnie, łączyliśmy je poprzez kabel null-modem i graliśmy do rana... A "Life..." leciał praktycznie w kółko, bo nie było czasu na zastanawianie się, co tu innego włączyć. Doszło do tego, że gdy w domu sam Doomałem, to też włączałem Ultraviolence.
I nie ma co się dziwić! Może to i jest chamskie techno, ale ma w sobie motoryczny rytm idealny do uganiania się po dziwnych labiryntach z bronią w ręku. Zwłaszcza pierwsze trzy utwory: gdy ich słucham, wystarczy na chwilę zamknąć oczy i wyobraźnia sama podsuwa ekran monitora z widokiem FPP :-)
Co prawda mam ten album na CD, ale niestety to goła płytka włożona wieki temu w pudełko po... "Dark Side of the Moon" Pink Floydów, więc nawet nie wiecie jak się ucieszyłem, gdy znalazłem go na Deezerze. Sami możecie go sobie posłuchać tutaj. A poniżej zdjęcie historycznej płytki będącej świadkiem niejednej Doomowej, krwawej rzeźni!
No popatrz... mi też się głównie z DOOMem kojarzy :) :) :)
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie :D
A tak na marginesie... Edgar jest jedyną mi znaną osobą która potrafiła zawiesić DOOMa (MSDOSa) i to samą obecnością w pokoju :) ... A więc strzeżcie się, wasze komputery są zagrożone :D :D
OdpowiedzUsuńZamykam oczy ..... jestem w pudełku po ciemnej stronie księżyca ...... jestem świadkiem nie jednej domowej krwawej rzeźni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w dniu Wszystkich Świętych.