Fajna okładka, nie? To już wicie , dlaczego kupiłem tą płytę ;-) O Unsun słyszałem już kiedyś i to nie raz, ale jakoś tak nie po drodze było mi z zakupem ich debiutanckiej płyty. Aż w końcu trafiła się wyprzedaż w empiku i krążek dostałem za niecałą dyszkę. Usiadłem, posłuchałem raz, drugi, a potem nawet trzeci i za każdym razem wrażenia są co najmniej mieszane. Muzyka jako taka jest nawet-nawet. Nóżka pod stołem rytmicznie chodzi, gitary ładnie grają ale śpiew Pani Ayi jakoś tak do końca mi nie podchodzi. Ciekawe, dlaczego została wokalistką? Pstryk, pstryk -wujku Google, powiedz mi, dlaczego? Ano, drogi Edgarze, bo Pani Aya jest żoną Pana Mausera i pewnie tak długo mu wierciła dziurę w brzuchu, że też chce zostać gwiazdą, aż w końcu machnął ręką i postawił przy mikrofonie... No bo w końcu ile można spać na sofie w pokoju gościnnym, bo ślubna ma focha?
Mimo to album świetnie będzie się nadawał do samochodu -utwory dynamiczne i nie wymagające skupionego odsłuchu. Jedyne co mnie strasznie wkurza na "The End of Life" to ckliwa balladka "Memories" -tak płasko beznadziejna, że aż uszy więdną. Jakby tego było mało, to nie wiedzieć czemu zespół postanowił jeszcze dać "bonusa"w postaci "Wspomnienia" będącego polskojęzyczną wersją wspomnianej ballady. A jako że to bonus, więc znajduje się jako ostatni kawałek na płycie, co powoduje drastyczny spadek oceny całego wydawnictwa... Teraz po prostu po jedenastym utworze wyłączam płytę, oszczędzając sobie smętolenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz