Po całkiem niezłej płycie "Zimny Dom" Totentanz w 2011 roku wydaje takie cuś... Trochę ten album zaskakuje, ale czy pozytywnie? Za dużo tu pop-rockowego, miałkiego grania, a za mało porządnych gitar. Kawałek "Ona" mógłby zostać zaśpiewany przez stary Myslovitz i chyba nikt by nie zauważył różnicy, "Zobaczyć Siebie" to jakiś cholerny brit-pop... I tak przez całą płytę. Ciekawie robi się dopiero na sam koniec, w szybkim, dynamicznym numerze "Inni", ale po którymś odsłuchu płyty zdałem sobie sprawę, że podoba mi się on chyba dlatego, że nikt tam nie śpiewa!
Prawdę rzekłszy, nie wydaje mi się, żebym zbyt często sięgał po ten album. Wolę ich wcześniejszy "Zimny Dom".
Zdecydowanie to najsłabsza jak do tej pory płyta w dorobku tarnowskiej grupy. Zachętą do zakupu, może być jej cena ( gdzieś w granicach 10 zł). Panowie chyba dość szybko zdali sobie sprawę z faktu, że "coś tu nie gra" i na ostatnim albumie pt. "Człowiek" wrócili do korzeni. Z resztą z czystym sumieniem polecam właśnie ten album. Pozdrawiam. Norbis
OdpowiedzUsuń