Jak długo pan Baumann kazał nam czekać na swoją nową płytę? Będzie tego już ponad 30 lat! Trochę czasu upłynęło, nie uważacie? Aż szkoda, że człowiek, który był w składzie Tangerine Dream, kiedy grupa odnosiła swoje największe sukcesy tak bardzo zwlekał z nagraniem nowego materiału. Ciekawe, czemu w ogóle postanowił wrócić do muzyki. Może to przez próbę dogadania się z Edgarem Froese które zakłóciła jego nagła śmierć na początku 2015 roku? Baumann potem próbował współpracować z pozostałymi członkami TD, ale nie dogadali się. Może dlatego postanowił przedstawić swoją muzyczną wizję na "Machines of Desire"? Słuchając tej płyty porównania do ostatniego dzieła Tangerine Dream nasuwają się same. A to przecież zupełnie inna muzyka, która bazuje na kompletnie różnym podejściu do dźwięku! Pewnie dlatego drogi pozostałych członków TD i Baumann'a nie mogły się zejść owocując wspólnymi nagraniami.
MoD to muzyka głęboko osadzona na berlińskiej szkole muzyki elektronicznej z lat siedemdziesiątych. Słychać to w każdej sekundzie tego albumu. Za każdym razem gdy go włączam mam wrażenie, że to muzyka, która równie dobrze mogła zostać wydana na przykład w 1974 roku pod szyldem TD. Czy to źle? I tak i nie. jak wiecie, uwielbiam muzykę elektroniczną z tamtego okresu, a we współczesnych cyfrowych produkcjach często mi brakuje analogowego charakteru starych instrumentów. U Baumanna jest ego pod dostatkiem. Niektóre utwory są wprost genialne, uwielbiam "Searching in Vain" który pulsuje żywym rytmem i bardzo przypomina "Stratosfear", ale niektóre jak na przykład "Echoes in the Cave" brzmią jakby to było dopiero demo. I tak na zmianę. Cała płyta jest odrobinę nierówna, zabrakło ostatecznego szlifu, dopracowania. Jednym zdaniem można by ująć, że to jest dopiero materiał wyjściowy na dobrą płytę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz