Ten post powinien się pokazać na stronie już ponad rok temu! Zdjęcia porobiłem, sprzętem się pobawiłem i o całej sprawie tak naprawdę zapomniałem. Dopiero niedawno, gdy robiłem porządki na kartach pamięci, natknąłem się na zdjęcia Astell'a. Kurczę, czas najwyższy je jakoś wykorzystać, zwłaszcza, że sprzęt naprawdę zacny i zasługuje na uwagę.
Otwieramy pudełeczko.
Odtwarzacz zapakowany jest w niewielkie, gustowne pudełeczko. Po jego otwarciu naszym oczom ukazuje się AK70 zaklejony folią zabezpieczającą, aby nawet najdrobniejsza kruszynka kurzu nie zakłóciła nam pierwszego kontaktu z naszą ekskluzywną zabawką. W środku oprócz skróconej broszurki informacyjnej znajdziemy kabel do ładowania i przesyłu danych oraz dwie pary folii ochronnych: jedna na wyświetlacz, a druga na plecki Astell'a. Zdziwił mnie brak ładowarki -to przecież na tyle drogi sprzęt, że dołączenie jej do zestawu powinno być obligatoryjne.
A oto i nasza zabaweczka!
Pierwsze wrażenie po wyjęciu AK70 z pudełka? Czuć w rękach precyzję wykonania, a oczy cieszy wysmakowana estetyka. Astell to niewielki prostopadłościan ze ściętym prawym bokiem na którym umieszczono pokrętło głośności. I już za to idzie pierwszy plusik funkcjonalności: nie znoszę guziczków "+/-" do regulacji poziomu dźwięku, pokrętło daje wrażenie większej kontroli i jest po prostu wygodniejsze w obsłudze. A że na dodatek jest ono wpuszczone w obrys obudowy, to nie jest narażone na przypadkowe przekręcenie na maxa ;-) Jednak po kilku miesiącach użytkowania odtwarzacza dał o osobie znać jeden minus kształtu urządzenia: jest on dosyć kanciasty, co wyraźnie można odczuć nosząc Astella w spodniach. Mógłby być bardziej obły ;-)
Pełna zawartość opakowania.
Włączamy maszynkę. AK70 ma wbudowane 64 GB pamięci (do użytku jest dostępne 56,52 GB), oraz można dołożyć kartę o pojemności maksymalnie 128 GB. Sami przyznacie, że miejsca jest sporo. Samo uruchomienie urządzenia zajmuje kilkanaście sekund, po którym pojawia się główne menu w którym możemy wybrać czego chcemy słuchać na siedem sposobów: SONGS -czyli po piosenkach, AK70 wyświetli nam wszystkie utwory jakie są dostępne na urządzeniu; ALBUMS -wyświetla listę albumów; GENRES -czyli po rodzaju muzyki; FOLDER -utwory są posegregowane tak, jak wgraliśmy je do pamięci AK70 (to mój ulubiony sposób wyszukiwania muzyki); ARTISTS -wiadomo ;-) ; PLAYLIST -po utworzonych playlistach (nigdy nie skorzystałem, jestem człowiekiem starej daty, słucham całych albumów); oraz STORE -tutaj mamy możliwość słuchania muzyki poprzez trzy serwisy steamingowe: Groovers+, MOOV i Tidal. Deezera nie ma póki co :-(
Widok od góry: widać pokrętło głośności, klawisz POWER oraz gniazda słuchawkowe.
AK70 nie jest zwykłym grajkiem, który po prostu odtwarza muzykę wgraną do pamięci. Jego możliwości są o wiele większe. Posiada wbudowane moduły łączności wifi oraz bluetooth, co pozwala na przesłanie dźwięku do zewnętrznych urządzeń bezprzewodowo, a po podpięciu do komputera via kabel USB staje się zewnętrzną kartą dźwiękową. Zajebiście dobrą kartą dźwiękową, możecie mi wierzyć!
Plecki :-)
Wygląd wyglądem, możliwości możliwościami, ale przecież w tej całej zabawie przede wszystkim chodzi o jakość odtwarzanej muzyki, prawda? Jak gra to maleństwo? Tak, że buty spadają, mógłbym napisać krótko, lecz treściwie. Pasmo jest bardzo wyrównane, bas odpowiednio dociążony i zróżnicowany, nie dominuje nad resztą, średnica nie jest ani wycofana, ani wypchnięta do przodu a góra nie tnie uszu żyletkami wysokich tonów. Stereofonia rozkłada się raczej bez wypchnięcia do przodu, szeroko rozkładając się wewnątrz głowy. Dźwięk jest bardzo naturalny, swobodny, pełen wybrzmień i szczegółów. Nie razi zbytnią detalicznością, ale też nie można powiedzieć, że jest w jakiś sposób ocieplony. AK70 oferuje brzmienie, jakie najbardziej mi odpowiada: nie służy do badania jakości nagrań, tylko pozwala najzwyczajniej na świecie cieszyć się muzyką i relaksować się podczas odsłuchów. Czegóż chcieć więcej?
Literka A kręci się podczas uruchamiania urządzenia.
Można by podejrzewać, że player będzie bardzo wybredny przy doborze słuchawek, ale przyznam się, że od pewnego czasu używam chińskich wynalazków typu clip-on nazywających się Shini MDR-Q940, które grają nadspodziewanie dobrze. Astell potrafi wycisnąć z każdych, nawet całkiem średnich nauszników wszystko to, co najlepsze. Oczywiście pełnię swoich możliwości pokaże przy droższych konstrukcjach, ale jeśli zdecydujecie się na zakup AK70, to na początku można sobie odpuścić zakup dobrych słuchawek, aby dać odetchnąć portfelowi ;-)
A tak wygląda AK70 gotowy do pracy.
Podsumowując, to naprawdę dobry sprzęt mający tylko jedną wadę: cenę. Jednak według mnie jakość wykonania, a także sposób prezentowania muzyki tłumaczy wysoki koszt zakupu. Czy warto, czy nie, to już musicie rozważyć sami, w każdym razie jeśli szukacie przenośnego odtwarzacza, który ma sporo do zaoferowania to AK70 powinien się znaleźć na Waszej liście sprzętu do sprawdzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz